piątek, 7 marca 2014

Prąd w nadmiarze

Marysia trafiła dziś po raz pierwszy w swoim życiu do bioenergoterapeuty. Bo polecili go przyjaciele, bo próbujemy wszystkich opcji, żeby nie przegapić niczego i nie mieć do siebie pretensji o zaniechanie, bo nie mamy nic do stracenia oprócz jakiejś sumy pieniędzy, która w porównaniu do możliwości odzyskania zdrowia przez Marysię, jest minimalna (jeśli w ogóle można to zdrowie wycenić).

Sonia sprawdziła delikwenta dzięki dotarciu do wcześniejszych użytkowników, którzy skorzystali z usługi, zarówno przez kontakt bezpośredni, jak i dzięki wiedzy internetowej z forów (w którą ja z kolei kompletnie nie wierzę). Podobnie jak w przypadku kasku, nauczony doświadczeniem, mimo swojego sceptycyzmu postanowiłem nie przeszkadzać w działaniu.

Dziewczyny wróciły do domu niezmienione. Ale po kilku godzinach widoczna zmiana jest taka, że Maryś ma energii na tyle dużo, że spała dziś w ciągu dnia jakieś pół godziny, a poza tym do tej pory (22:16) pełza w najlepsze, śmieje się i bryka jak rączy jeleń. Dla porównania: Ania śpi od 2 godzin (mimo 1,5 godziny snu w ciągu dnia), a Ewie właśnie też beret spada.

Nie jestem pewien, czy dalsze seanse będą miały pozytywny skutek dla życia rodziny. Jak Marysia będzie zasypiać po rodzicach, to zaczniemy chyba żałować nadmiaru przekazanej energii ;)

Brak komentarzy: